dziej zagrożoną przez opasujące ją zewsząd chrześciaństwo i do rozpaczliwej gotowała obrony.
Wprawdzie część społeczności, stojąca u góry, jak wszędzie i zawsze, pierwsza straciła cechę narodową i przywiązanie do wiary, zobojętniała pod wpływem obcym, ale lud trzymał się starych ołtarzów, z dzikiem roznamiętnieniem gotów na ich obronę.
Musiano się więc wystrzegać, aby niczem w tłumach nie wywołać rozdrażnienia. Ani pop Nestor na zamku, ani Franciszkanie Hawnula na przedmieściu nie ważyli się jawniej występować z obrzędami swojemi.
I w dzień tej wielkiej uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego, tryumfu Zbawiciela nad śmiercią, mała wiernych gromadka cicho się modliła. Chór zajmowali nieliczni zakonnicy i braciszkowie; w kościółku oprócz Hawnula było zaledwie kilku chrześcian nawróconych potajemnie i Polaków, którzy się jako jeńcy wojenni na Litwę dostali.
Purpurowa chorągiew Pana, zwycięzcy, powiewała przy ołtarzu, przy niej paliła się wielka świeca paschalna, a ojciec Paweł z rozrzewnieniem radosnem powtarzał:
— Alleluja!
Po długim i surowym poście czekała na zakonników, staraniem Hawnula, przysposobiona biesiada w refektarzu. Tu wszystko było równie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.