Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

jakiego nabożeństwa jej nie przerwał, stanął, oznajmując się przez sługę.
Właśnie się modlitwy skończyły. Stara Julianna, która chodziła mało, bo jej sił brakło, siedziała już w krześle z paciorkami w ręku. Lubiła ona dosyć starostę, chociaż gorliwa rusinka miała za złe, że jeden obrzęd z Krzyżakami wyznawał.
Hawnul począł od pytań o zdrowie, zmuszony zwykłych starym skarg wysłuchać, potem nowin z Tweru, od Połocka i z Rusi.
— Ja też od Lachów miałem wiadomości — rzekł starosta, zbliżając się do staruszki i spozierając, czy sług w blizkości nie ma.
Gdybyś mnie wasza miłość wysłuchać raczyła, dużobym miał do powiedzienia. Zdawna dręczy mnie myśl, z którejbym się rad zwierzyć, tak mnie ona opanowała.
Julianna słuchała sparta na ręku.
— Polacy króla nie mają — odezwał się żywo Hawnul — mieć tylko będą młodą królowę, dziewczę zaledwie dorastające. Muszą dla niej szukać męża, a dla siebie króla.
I uniósł się nagle starosta.
— A! a! miłościwa pani! na tym tronie panaby naszego posadzić, a połączyć dwa państwa i całą tą potęgą na Krzyżaków uderzyć!
Julianna poruszyła się nieco, głową potrząsnęła, zadumała, uśmiech niedowierzania przesunął się po jej ustach.