Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Spór zawsze prawie się tem kończył, iż starosta więcej niż chciał, dać musiał, i Jagiełło śmiał się z niego.
Nie mówili o niczem, bo w. książę unikał poważniejszej rozmowy...
Wiosna i zieleniejące lasy, ocieplone powietrze, śpiewające słowiki, świat do nowego rozbudzony życia, sprawiały zawsze na umyśle wrażliwym Jagiełły to wrażenie, iż się czuł odmłodzonym i szczęśliwszym.
Przerywał nawet zwykłe swe milczenie trwożliwe wesołym żartem, a w poufałem gronie śmiał się swobodnie. Obca dopiero ukazująca się twarz, zamkniętym go w sobie i poważnym czyniła. Hawnul nie wątpił, że stara księżna zwierzy się pewnie z tego, co jej przyniósł, nie mogąc wytrwać w milczeniu.
Stało się jak przewidywał.
Wieczorem przyszedłszy do Jagiełły po służbie, zastał go uśmiechniętym szydersko.
— Cóż to? — począł, przyzwawszy Hawnula bliżej, tak aby dwór słyszeć ich nie mógł — ty, Niemcze paskudny, chcesz mnie zrobić królem polskim??
— Tak jest — rzekł śmiało starosta — ja tego bardzo sobie życzę.
— Garścią łapiesz skowronki! — odparł śmiejąc się Jagiełło. — Powiedzieć to łatwo, a zrobić?