wydał, co w oczach Bobrka już go podejrzanym czyniło. Obietnicę nagrody za przeprowadzenie potwierdził starosta, upewniając, iż będzie sowita, jeżeli ich bezpiecznie do celu doprowadzi.
Dla Bobrka nie było to trudnem, gdyż niejeden raz przez te puszcze się przedzierał. Przewiódł ich naprzód ostrożnie po nad Wizną, którą właśnie zakon w zastaw zajmował, ciągnąc potem manowcami mimo Brańska i Czerska, tak aby pominąć oba. Stały tu jeszcze bory wszędzie prawie nietknięte, przez które dla świadomych prowadziły drogi mało komu znane, na drzewach znaczone zaciosami różnemi.
Tak szczęśliwie dostali się aż pod Chęciny, zkąd musieli zwrócić pod Wiślicę, a nie śmiejąc nigdzie ani się zatrzymywać ni spoczywać długo, zdążyli nareszcie pod sam już Kraków, do Proszowic.
Tu Hawnul potrzebował wytchnąć nieco, obmyśleć co miał dalej przedsiębrać, a przewodnika już niepotrzebnego rad się był ztąd pozbyć. Ale Bobrka łatwiej było wziąć, niż się z nim rozstać.
W ciągu powolnej podróży poznał on lepiej Hawnula i nic mu z głowy nie mogło wybić, iż mąż to być musiał jakiś wielkiego znaczenia, dostatku, rozumu, który prostym kupcem tylko się dla niepoznaki mianował.
Nie potrafił jednak, z różnych stron ostrożnie i zręcznie zagadując, badając, podchwytując,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.