— Tylko z imienia — dodał starosta — i to właśnie dla waszej sławy dobre. Krzyżacy go chcą ochrzcić. Nie wielkąż to będzie zasługą, gdy wasza Polska, ogromny ten kraj, dotąd trwający w bałwochwalstwie, prawdziwemu Bogu odda!!
Milczeli chwilę.
— Piękneby to było, gdyby nasi panowie tę myśl wielką i szczęśliwą chceli wziąć do serca — rzekł Keczer.
— Nikogo nie mają przecież, jeżeli Mazura nie chcą, a Wilhelm mieszkać tu nie może — odezwał się Hawnul. — Powinni Jagiełłę wziąć, mieć będą swojego, własnego. Jeżeli Małopolska da mu koronę, będzie z nim panowała...
Nierychło postrzegł się Hawnul, że jak na pierwsze wystąpienie, może za gorąco się wziął do sprawy... Obawiał się ją pospiechem popsuć.
Zwrócił więc zręcznie tok jej i rozpytywać zaczął o osoby w Krakowie i tej części Polski największe mające znaczenie.
Keczer, doskonale znający stosunki, wyliczał mu panów najmożniejszych, i takich co za sobą prowadzili największe zastępy rycerstwa. Starosta słuchał. Nie wznawiał już myśli swej, ani się z nią nabijał, aby od razu nie zdradzić, że ona była celem jego podróży. Keczer i tak już mógł się tego domyślać.
Nie nacierali na siebie wzajemnie pozostając
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.