wysłać kogoś, coby na miejscu sprawdził położenie, usposobienia wybadał, starał się widzieć Jagiełłę i wyrozumieć warunki.
Na to potrzeba było kogoś wybranego bacznie, a znalezienie człowieka, zachowanie tajemnicy, wszystko niezmierne nastręczało trudności.
Późno w noc rozeszli się wszyscy od kasztelana, pod brzemieniem zadania, które tak wiele obiecywało...
Nazajutrz rano stary pan z Tęczyna, po namyśle krótkim, uznał koniecznem przypuścić do tajemnicy młokosa, jak go między sobą starsi nazywali, który, pomimo wieku swojego, tak ważne zajmował stanowisko.
Cóż tu się mogło podówczas dokonać bez wiadomości i współudziału Spytka z Mielsztyna?
Osiemnastoletni chłopak ten, był nietylko ulubieńcem królowej, nietylko zwał się panem wojewodą krakowskim, i nosił piękne imię, władał ogromnemi majętnościami i należał do jednego z potężniejszych rodów w Małopolsce, był to rzeczywiście zdumiewających zdolności i na swój wiek dojrzałości, powagi a razem energii i męztwa człowiek... Można było w sędziwszem gronie uśmiechać się z tego tonu, jaki sobie nadawał chłopak, któremu zaledwie się na rumianej twarzyczce wąsik wysypywał, lecz gdy usta otworzył, a mówić począł, trzeba mu się było zdumiewać i poszanować go.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.