się przypatrywać przybyłym wozom, na których łatwe były do rozpoznania namioty, zapaśne kopie i przybory wojenne; poruszył znacząco ramionami, siadł na swego konia, rzuciwszy chłopcu pieniądz srebrny, i nazad ku Floryańskiej udał się bramie.
Ks. Chotek nie był wprawdzie zawiadomiony ani o Bartoszu z Odolanowa, ani o księciu Semku, wiedział tylko o poczcie zbrojnym, domyślał się go z wozów przybyłych, ale — coś podobnego przeczuwał. Ostrzeżenie Spytka utwierdziło go w tem przekonaniu. Zachmurzył się przewidując, że słabość Bodzanty, dającego łatwo sobą zawładnąć, gotuje mu nowe zawikłania i trudności.
Tymczasem poprzedzające arcybiskupa podwody, konie, czeladzie ciągle przybywały. Liczba ich, do pomieszczenia trudna, coraz bardziej zasępiała czoło wikarego.
— Bylebyśmy nie odpokutowali za to! — mówił w duchu. — Króla koronować i namaszczać, rzecz to arcybiskupia, ale go ludziom narzucać...
Spojrzenie ku Floryańskiej bramie przekonać mogło ks. Chodka, że wistocie o wciśnięciu się do miasta, inaczej jak siłą, ani myśleć nie było można. Mury i baszty pełne były ludzi zbrojnych, a ku wieczorowi liczba ich się jeszcze podwoiła.
Zmierzchać zaczynało, gdy goniec konny nadbiegł oznajmując przybycie Bodzanty. Uderzono we dzwony u Św. Floryana, i na znak ten jedne
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.