po drugich wszystkie w mieście odzywać się zaczęły...
Arcybiskup jechał na wozie odkrytym, wysłanym suknem szkarłatnem, przez krucyfera poprzedzany, otoczony dworem mnogim konnych... W prawo i w lewo tłoczył się lud z przedmieść ciekawy, a Bodzanta podniesioną ręką go błogosławił.
W orszaku jego, ks. Chotek, który w komży ze święconą wodą na spotkanie Pasterza wyszedł przed probostwo, dostrzegł zaraz dwóch rycerzy w całych zbrojach, z zapuszczonymi przyłbicami. Oba oni jechali nie przodem, ale wśród innych, przeto otoczeni tak, jakby nie bardzo chcieli być widzianymi.
Za arcybiskupem i za nimi, las cały kopij widać było.
Na pierwszy rzut oka poznał ks. Chotek prawdę słów wojewody; orszak arcybiskupi był za silny na obronę osoby jego, żołnierz ten inne musiał mieć przeznaczenie. Nie zaciągając nawet w podwórze probostwa, pułk kopijników wprost się posunął krokiem wolnym ku bramie Floryańskiej, tak, jakby miał zamiar wnijść do miasta.
Lecz dowodzący, pomiędzy którymi byli i dwaj z zasłonionemi twarzami rycerze, spostrzegli zawczasu, że brama była zawartą i strzeżoną.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.