czasu, w towarzystwie Bieniasza, udał się do Lewka, który sprawę tę miał w ręku. We dwu razem usiłowali przekonać bogatego kapitalistę, że gorzej swych grzywien umieścić nie mógł jak na Mazurach; bo Semko, według ich powieści, żadnej nadziei nie miał dostania się do tronu, a i Mazowsze samo zagrożonem było, zajechanem być mogło, brat zaś Janusz zupełnie od wszelkiego wspólnictwa z bratem się cofał.
Lewek, człek małomówny, a przenikający rzeczy, w początkach podejrzewał łaskawych doradźców, iż cel jakiś uboczny mieć mogli, okazując taką troskliwość o jego pieniądze.
Odpowiedział nieco szydersko, zapierając się wręcz tego, żeby myślał o pożyczaniu grosza księciu mazowieckiemu, wreście uśmiechając się dodał, że nikomu to przecie nie mogło szkodzić, gdyby on własne pieniądze utracił?
Zbył ich tem żyd, grzecznie się natrętom opędziwszy, lecz poszedł na zwiady, przekonał się, że Semka sprawa źle stała, i wiedział już jak ma postąpić.
Gdy nazajutrz rano wezwano go na probowstwo św. Floryana potajemnie dla układów o pieniądze, Lewko przyodziawszy się tak, aby niekoniecznie w nim poznać było można żyda, stawił się księciu.
Bartosz był nieodstępnym tutaj i przy układach także miał pomagać.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.