Wybrany przez Dobiesława z Kurozwęk, towarzyszący czerwonemu, wąsatemu i potężnemu wzrostem Wróblowi, niejaki Jonasz Mroczek, słynny był z wyparzonej gęby i łatwego słowa. Przygotował się on dobrze do spełnienia tego co mu zlecono, a piękna rycerska i pańska postawa Bartosza, nie odjęła mu odwagi.
Pokłoniwszy się nieco, zabrał głos natychmiast.
— Miasto stoliczne wyprawiło nas tu, z pozdrowieniem i oświadczeniem zarazem, iż nagromadzenie takie siły zbrojnej u bram swych widzi dla siebie niebezpiecznem, a dla handlu i spraw swych szkodliwem. Uprasza więc ono dowódzcę, aby odstąpił od bram i od Krakowa się oddalił.
Spojrzał Mroczek na Bartosza, który wąsa pocierał.
— A cóż będzie jeżeli my, niemający żadnych nieprzyjacielskich zamiarów, waszmościów groźbie nie ulegniemy? — zapytał pan z Odolanowa.
Niedługo myślał Mroczek.
— Mamy zlecenie naówczas mir wam wypowiedzieć — rzekł sucho i stanowczo. — W stanie tym nieznośnym oblężenia trwać nie możemy, będziemy więc sobie radzić jak się nam zda... Groźba za groźbę, my się też do oręża weźmiemy.
— Jakto? — wykrzyknął Bartosz — moglibyście na spokojnych ludzi napaść i...
— Z niewoli uwolnić się wszelki środek do-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.