Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

towali do obrony miasta, bo siła, którą mieli teraz przed sobą, wcale była nie do pogardzenia. Z wejrzenia na tych dobranych ludzi, łatwo w nich poznawano sam wybór i kwiat wojska mazowieckiego i wielkopolskiego.
Pięciuset takich kopijników, na owe czasy stanowili już znaczną siłą.
Oglądając się na mury. Bartosz byłby może dostrzegł i poznał, pomiędzy ciekawemi i Dobiesława z Kurozwęk i młodego wojewodę. Oba oni tam byli, a Spytek uśmiechał się zwycięzko...
Czy Semko poznał swojego wroga, trudno zgadnąć, lecz powtarzał ciągle idącemu przy sobie Bartoszowi.
— Na Książ!... na Książ...
Powolnie odbyło się to przeciąganie kopijników pod murami i idących za niemi wozów podwód, a potem wlokących się ciurów i całej tej obozowej hałastry, której nigdy żadnemu oddziałowi zbrojnemu nie braknie.
Ostatki ciągnęły drogą jeszcze, gdy zwolna wrota się otworzyły i tłum za niemi stojący wysypał z okrzykiem zwycięzkim.
W istocie zwycięztwo to było bezkrwawe, łatwo odniesione, które w niepospolitą pychę wbiło mieszczan krakowskich, tak, że długo o nim zapomnieć nie mogli i chlubili się jako dziełem wielkiem.