nowinę ks. Robiczek ale mu ona piersi wezbrane szczęściem rozsadzała.
Miliony dusz zyskane Chrystusowi!
— Gdyby to mogły oglądać jeszcze oczy moje a potem zamknąć się na wieki! — tak wołał starowina, a gdy drżący od radości, przejęty cały wrócił do swej celki, i zastał w niej chłopaka co mu posługiwał, pocałował go w czoło i rzekł na ucho.
— Ciesz się!!!
Nie zrozumiał tego chłopak, ale dobrodzieja w rękę pocałował, a ten na kolana padłszy naprzód to szczęście swe wylał na modlitwie wdzięczną Bogu duszą.
Zdawało mu się, że to już było rzeczywistością, że musiało się dokonać w prędce, że w tem widział palec Opatrzności nad Polską.
Wstrzymywał się potem, jak mógł staruszek z rozpowiadaniem o tem co Polskę czekało, że ona apostołem Chrystusowym stać się miała, lecz gdy jednego ranka przywlókł się do niego Bobrek, całując go po rękach, a udając dobrodusznego biedaczka, aby coś od niego wyłudzić, — poczciwy starowina zawiązawszy z nim rozmowę o Wielkiejpolsce, o Mazurach, o Krzyżakach o Litwie, gdy o tej wspomniał uniósł się i zawołał.
— Bóg wielki! nieszczęścia nasze na to nam posłużą, i na to je Bóg zesłał opatrzny,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/219
Ta strona została uwierzytelniona.