zimną, która go nigdy nie opuszczała. Te same wieści niepokojące doszły już były do niego i innych panów krakowskich, których Hawnul znalazł zgromadzonych w znacznej liczbie w dworze pana na Tęczynie. Dobiesław, Spytek z Mielsztyna, Jaśko z Tarnowa, biskup Radlica zebrani byli w wielkiej izbie, o czem dowiedziawszy się starosta, chciał iść nazad, gdy go młody Tęczyński zatrzymał, a po chwili wprowadził do komnaty, w której wszyscy zgromadzeni byli.
W chwili tej wielka izba gościnna kasztelana przedstawiała obraz istnie wspaniały i uderzający.
Ci po większej części sędziwi i poważni panowie, naradzający się nad losami kraju z czołami posępnemi, siedzieli i stali, jakby senat starego Rzymu w godzinie niebezpieczeństwa, nie zdradzając sobą ani obawy, ani niepokoju, ni najmniejszej niepewności jutra. Wszystkich oblicza, nie wyjmując młodziuchnego Spytka, tchnęły męztwem i żelazną wytrwałością.
Nie czuć było żadnego zamieszania i tego niebezpiecznego podrażnienia, które w chwilach stanowczych odejmuje panowanie nad sobą i wypadkami.
Jak sam gospodarz, tak wszyscy zdawali się zbrojni, przygotowani, niemal chłodni, choć im klęskę po klęsce przynoszono.
Kasztelan wystąpił parę kroków przeciwko
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.