nie, jak wielka była różnica tych ziem od Wielkopolski, i zwątpił, aby ztąd na zjazd, on i jego pomocnicy mogli kogo sprowadzić.
Nie chcąc się jednak przyznać do chybionego celu podróży, jak był przyrzekł, udał się zdać z niej sprawę do Płocka.
Dawno już tu nie bywał Lasota, mało go pamiętał, lecz dostawszy się do miasta, spostrzegł, że tu musiano na bliskie a szczęśliwe ukończenie sprawy rachować, bo wszystko było w ruchu i niezmiernej krzątaninie.
Płock jeżeli nie na stolicę, to na obóz wyglądał. Rycerstwo przybywało, ludzi spędzano i uzbrajano, broń zakupioną z Pomorza i od Krzyżaków przywożono ciągle. Była ona lichą wprawdzie a drogo kosztowała, ale się bez niej obejść nie mogli.
Nietylko na zamku, ale po za jego murami, w mieście i na przedmieściach, sotnicy, dowódzcy, parobków i młodzież dobierali do oddziałów i liczyli. Konie pędzono stadami, a i żywność ściągano z wiosek, bo jej dla tego wojska wiele było potrzeba.
Stary wojewoda Socha, chorąży równie posiwiały pod hełmem, inni starzy dowódzcy, młodych wdrażali do wojennej sprawy.
Im bliżej zamku, tem ruch stawał się większy i żywszy. W podwórcach, które nigdy za dawnych czasów zbytku nie widziały, stali teraz po-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.