Odprawiony tak Bobrek ruszył natychmiast z Torunia, z gniewem w sercu przeciwko światu całemu, nie wyjmując i Krzyżaków, którym służył tak gorliwie. Pocieszało go, że chociaż czyniono mu wyrzuty, przecież się nim posługiwać musiano, nie mając kim zastąpić.
Tym razem nawet, komtur dla bezpieczeństwa dodał mu człowieka, który osłabionemu chorobą miał być pomocą. Mało co spoczywając, nie żałując ani koni ni sługi, Bobrek spieszył tak, że w wigilją świętego Wita w Sieradziu stanął.
O gospodzie myśleć tu co nie było, tak wszystkie domostwa wielkopolscy panosze zajmowali. Wielka ich część leżała obozem naprzeciw zamku. Książe Semko ze dworem swym, na pół siłą wprowadził się do niego i rozgościł.
Bobrek konia i sługę rzuciwszy na łaskę Bożą, powlókł się do zamku, o kanclerza pytać, gdyż spodziewał się, że z księciem jako kapelan przybyć musi.
Lecz dopytać o kogokolwiekbądź, łatwo nie było w tym tłoku ludzi i niezmiernem poruszeniu, jakie się tu czuć dawało.
Na pierwszy rzut oka poznał Bobrek, iż sama niemal drobna wielkopolska szlachta i Mazury składali tłum, wśród którego krakowskich panów i Małopolan wcale widać nie było. Na zamku trafił mu się chłopak od posług ks. kanclerza,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.