Nie odpowiadając na pytanie ks. Płaza stanął zamyślony.
— Co tu słychać? — rzekł — ja tylko co przybyłem?
Bobrek rad był się do kogoś przyczepić, zbliżył się więc do wikarego, gotów go objaśnić i razem wybadać.
— Alboż nie wiecie na co się zanosi? — odparł. — Zebrali się królem Semka Mazowieckiego ogłosić.
— Sami! Wielkopolanie, dla siebie? — odparł wikary. — To nie może być!
— Na pewno się to ma stać — podchwycił Bobrek — bo nawet koronę przygotowali...
— Być nie może!
— Wiem to dowodnie. Arcybiskup dwóch biskupów nawet wezwał, bo ich potrzebuje do assystencyi — mówił klecha.
— A gdzież arcybiskup — przerwał wikary żywo — ja go właśnie szukam.
— Nie na zamku, ale u Dominikanów gospodą stanął — rzekł Bobrek. — Chcecie to was tam zaprowadzę. Potrzebujecie się z nim widzieć?
Ks. Płaza głową tylko potwierdził i szybko iść począł, klechę prowadząc za sobą. Widać było w nim zakłopotanie wielkie.
— Głowy potracili! — począł mówić na wpół do siebie, wpół do klechy, który go nie odstępował. Przez samo poszanowanie dla swojego
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.