Niektórzy szli pierwsi panu się swojemu pokłonić do kolan i życzyć szczęśliwego panowania.
Semko skłaniał się ku nim i dziękował, uśmiechał uprzejmie, lecz brwi miał namarszczone groźno i troskę na czole...
Ruszyli się wreszcie otaczający księcia i on sam nazad przez zakrystyę, gdzie u bocznych drzwi kościoła stał pysznie przystrojony, pod złotem szytą deką, wierzchowiec nowo ogłoszonego króla...
W zakrystyi Bodzanta i biskupi pierwsi złożyli powinszowania, ale książe nie zatrzymał się tu długo, z powagą, milczący wyszedł w podwórze, dosiadł konia, i do koła otoczony wiernemi swemi, wśród okrzyków, które na widok jego wznosiły się, pociągnął ku zamkowi.
Przez całą tę drogę zasianą ludźmi, powtarzało się — Żywie! niech żywie! — i towarzyszyło mu aż w progi zamkowe.
Semko nie mówił nic do swych towarzyszów. Wszystko to wydawało mu się, jakby snem jakimś dziwnym, niemal strasznym. Radość tłumił zrodzony z nią razem niepokój.
Bartosz choć tryumfował i wiedział że wszystko to jego dziełem było, jechał także posępny. Opór Bodzanty zepsuł mu wszystko. Odłożenie koronacyi samo obwołanie zachwiać mogło. Należało ubłagać, przekonać, zmusić bodaj arcybiskupa, ażeby natychmiast do niej przystąpił. Dopiero
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.