Semko prawie nie słuchał.
Nie chciał się poniżać do żebrania u arcybiskupa o ten obrzęd, do którego zmusić się go spodziewał.
Wyrozumiawszy opór Bodzanty, wydał po królewsku rozkaz Bartoszowi, ażeby się nie ważył więcej mówić z nim o tem, ani go prosić.
Na zagładzenie przykrego wrażenia, jakie uczyniło nagłe cofnięcie się arcybiskupa, przyszła nazajutrz wiadomość radosna, iż Pietrasz Małocha poddał zamek łęczycki.
Semko postanowił podziękowawszy szlachcie, nie widząc się z arcybiskupem nawet, natychmiast z Bartoszem ciągnąć pod Kalisz.
Dumne to znalezienie się względem Bodzanty, dawało wyobrażenie o charakterze Semka, dla którego mała wina zacierała pamięć wielkich zasług.
Nie mógł mu przebaczyć książe tego zawodu, który uczuł boleśnie.
To powołanie na tron, wydawało mu się teraz niemal krzywdą wyrządzoną i pozbyciem się tylko umiejętnem nalegań Bartosza.
Raz powziąwszy myśl ruszenia pod Kalisz, książe ani godziny zwlekać jej nie chciał. Zostawił szlachcie Bartosza, aby jej wyjazd nagły koniecznością wojenną wytłumaczył, a sam tejże nocy z całym orszakiem swoim wyciągnął z zamku.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.