— Ja — dokończył kanclerz — patrzę z dawna na rycerzy krzyżowych, a jedno to powiedzieć mogę, iż rzadkom ich widział mylących się w rachubach...
Rozpoczęta w ten sposób rozmowa, ten skutek miała, że zwolna wywodzić poczęła księcia z tego stanu zniechęcenia i odrętwiałości, z którą powrócił do domu.
Ożywił się nieco, lecz jakby bronił nadziejom tylekroć zawiedzionym i poddawać im nie chciał — nie uniósł się radością wielką.
Oczekiwał na wieści z Krakowa... Czasu miał nieco swobodnego, dokuczał mu niedostatek i pozaciągane długi, bo w ciągu roku żydzi krakowscy namówić się dali i dostarczyli mu pieniędzy... Dla czegóż nie miał spróbować porozumienia z zakonem?
Błyskała mu znowu daleka nadzieja...
Kanclerz nie namawiał do niczego, lecz rad był choć chwilową ulgę jakąś sprawić utrapionemu panu swojemu... Dnia tego nic nie postanowiono jeszcze...
Nazajutrz Semko oznajmił, że będzie czekał na wiadomość o przybyciu królewnej, lub jeźliby nie przyjechała teraz, o tem co postanowią Małopolanie.
Odgrażali się oni wyborem króla, a w razie wyboru, Semko zawsze wyobrażał sobie, iż największe mieć będzie prawo... Władysław Opol-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.