Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/022

Ta strona została uwierzytelniona.

wyruszyli niewiedzieć dokąd, i niestało ich w zamku tak cicho, że nikt się nie dopatrzył kiedy i jak wyjechali...
Mistrz Czolner czekał na nich w Toruniu.
Tym razem spotkanie i widzenie się było tak przed oczyma ciekawemi zakryte, iż nikt na zamku się gości nie domyślał. Przybyli w małym poczcie, wysiedli w mniejszym podwórku, a Krzyżacy zaprowadzili ich ciemnemi korytarzami do izb, w których oprócz mistrza i marszałka Wallenroda nie było nikogo.
Czolner i marszałek oba mieli twarze zasępione i czoła pofałdowane. Nie skrywali się nawet z gniewem, który w nich wrzał.
Czolner, zaledwie powitawszy księcia, począł rozmowę wybuchem.
— Książe nie powinieneś zrażać się niepowodzeniem. Wiecie co wam i nam zagraża! Osnutą jest najpiekielniejsza zdrada... poganina tego Jagiełłę chcą na tronie osadzić.
Myśmy go już mieli w ręku! Litwa była naszą...
— Jest że to prawdą? mogłożby się to spełnić? — przerwał Bartosz.
— Nie wątpię, że niemało trudności mieć będą — krzyknął Czolner — w Rzymie i wszędzie gdzie możemy, zapobiegać będziemy...
Tu zwrócił się do księcia.