dla złota nam pomogą. Mamy czem nagrodzić tych, co posiłkować będą...
Mówił to z taką pewnością, iż Semko słuchając, zwiesił głowę.
— Gdyby korona, którą wam ofiarowano do osiągnięcia była — dodał starosta — nie odwodziłbym was od niej, ani śmiał — odbierać — lecz, miłościwy książe, macie nieprzyjaciół więcej niż druhów. Boją się was. Ktokolwiek królem będzie, wy jej nie osiągniecie. Z nami zawierając przymierze, wyrzekając się tego, co niepodobne, możecie odzyskać, coście stracili i zdobyć więcej, nie wyjmując z pochew oręża...
Semko dumał. Jechał tu wprawdzie nie żywiąc żadnej nadziei, oddawna jej pozbawiony, teraz, gdy z nim w układy wchodzić zapragnął Hawnul, rachował, że przecież coś go do tego skłaniać musiało; odzyskiwał przekonanie, że siłę jakąś mieć musiał...
— Jeżeli nie mam, jak mówicie, żadnego już środka dobicia się korony, dlaczegoż ująć mnie chcecie? — zapytał.
— Dlatego, — zawołał Hawnul, — że nieprzyjaciół, wstępując w próg nowego państwa, Jagiełło mieć nie chce. Możecie bezskutecznie trapić nas walką...
Książe poruszył głową.
— Stawcie się — rzekł — w położeniu mem!
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.