królowe poważne, i poczet polskich panów tryumfujący.
Jadą dumni, mówić się zdając oczyma do ludu: Mamy króla!!
Najpiękniejszy z młodzieży, na koniu najdzielniejszym z koni, białym jak mleko, to młodziuchny Spytek z Mielsztyna, na głowie z podniesioną przyłbicą, szyszak złocony, na nim gwiazda. Oczy mu się śmieją, a do niego tłum się uśmiecha...
Z siwą brodą w sobolim kożuchu, na złotych szerokich strzemionach oparty, to Jaśko z Tęczyna... Obok cały w kamieniach drogich starzec, to pan krakowski...
Któż ich zliczy? Jadą pułkiem całym od złota i atłasów, dumni, weseli, królikowie mali... a tłum im bije pokłony.
Oni mu dali królowę, króla...
Dalej Węgrowie przy wozach, na których skarby jadą... Straż je otacza... Ciągną kolebki, pałuby, ogromne fury skórą kryte, dalej konie powodne, czeladź, stajenni, ciury...
Powoli, uroczyście wszystko się ku zamkowi toczy, a lud ciśnie ku kościołowi, do którego naprzód ma zajść królowa i gdzie jej arcybiskup z towarzyszami na szczęśliwe pobłogosławi panowanie. Lecz tu i dla dostojnych panów a starszyzny miejsca zbrakło, i stoją w podwórzach zamkowych.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/073
Ta strona została uwierzytelniona.