pewni byli rozgrzeszenia, postępując sobie nie wedle sumienia, ale wedle potrzeby...
Gniewosz z Dalewic, dał się na krótki czas z zamku sprowadzić do Bieniasza domu, klecha który dotąd słyszał o nim tylko, a widywał go zdaleka, zobaczywszy wchodzącego, był w początku powierzchownością jego wielce zmięszany. Nie odpowiadała pojęciu, jakie miał o nim.
Dworak i pochlebca, wyglądał z pozoru na tak wyszlachetnionego człowieka, miał tyle powagi, otwartości, rycerskiej buty, iż Bobrek sądził, że go oszkalowano.
Lecz próbować było potrzeba. Stawił się klecha jako pośrednik lichwiarza naprzód, potem gdy Bieniasz się oddalił, odważył się wprost wystąpić z tem co przynosił.
Zniżył głos, a że czasu było niewiele, bo podkomorzy się spieszył, począł od tego, iż należał do sług ks. rakuzkiego Wilhelma; który był i nie przestał być narzeczonym Jadwigi.
— Pomagając mu, możesz miłość wasza być pewnym wdzięczności, fortuny, najwyższych urzędów. Królowa go kocha, idzie o to, aby zamiary panów, co ją inaczej chcą żenić, zniweczyć.
Myśl ta od razu tak przylgnęła do człowieka, iż ani się zawahał oddać na jej usługi.
— Cóż mam czynić? — zapytał.
— Naprzód się do królowej starać zbliżyć
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.