i dać jej poznać, że chcecie Wilhelmowi i jej być pomocą. Sprowadzić go tu łatwo; a gdy się raz na zamek dostanie — wszak ślub już byli raz wzięli, albo go potajemnie powtórzą, lub się bez niego obejdą. Naówczas panowie radzi nie radzi, królem go uznać muszą.
Gniewosz płonął cały i drżał z niecierpliwości.
— Mogę wam na to złożyć przysięgę, — dodał Klecha — że będziecie wynagrodzeni tak, jak ważna ta usługa zasługuje. Weźmiecie co zechcecie...
Gniewoszowi szło już tylko o to, jak ma postępować, a o samą posługę, ani się spierał. Ofiarował jej siebie całego...
— Rzecz jest łatwą — rzekł mu Bobrek — bo królowa kocha narzeczonego, to wiedzą wszyscy. Spytek i Jaśko, chcą jej narzucić — kto wie kogo! poganina jakiegoś, dzikiego niedźwiedzia, obrzydliwą poczwarę. Porozumiecie się łatwo z młodą panią.
Składało się to tak po myśli i charakterze chciwego a niesumiennego Gniewosza, iż klechę by był ucałował, gdyby nie duma...
Jednem słowem został wtajemniczony, miał drogę wskazaną.
Spytał Bobrka, czy książę Wilhelm, gdyby mu dano znać, przybyć zechce? Na to Bobrek, choć niewiedział nic, na wiatr, najzuchwalej dał słowo...
Daleko w krótszym czasie niż się spodziewał,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.