Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

Zadumana królowa, spoglądała czasami nu Hildę, która dawała jej znaki porozumienia, pociechy.
Złożyła ją potem, otulając w łożu wspaniałem i kołysała objąwszy jak dziecię, szepcąc do ucha...
— Królowo! zawołasz! przyjedzie...
Z tych wszystkich ludzi nowych lub mało znanych, Jadwiga już wybrała sobie takich, co się jej zdali godniejszemi wiary... Jaśko z Tęczyna, Zawisza z Oleśnicy, Spytek z Mielsztyna, mieli dla niej twarze, co przyjaciół zwiastują, stary biskup Maleńki, którego ojciec jej kochał, był jednak najbliższym... Lecz na samą myśl zwierzenia się jednemu z nich, lice jej okrywał rumieniec.
Tymczasem wyprzedzano się, aby zabawiać młodą panią, która nic innego do czynienia nie miała, oprócz przyjmowania hołdów, pokłonów, podarków, przypuszczania ludzi do ucałowania jej ręki. Codzień starsze panie podszeptywały jej, kogo do stołu swego zaprosić miała, a każda z nich opiekowała się szczególniej jednym z otaczających. Za Spytkiem uśmiechając się mówiła przyjaciółka Elża Emrykowna, rozumna matka jej za Jaśkiem z Tęczyna, który szczególniej miłym był królowej i kochał ją jak ojciec. Sama Jadwiga prosiła ciągle małego biskupa, aby jej nie opuszczał i nie zapominał o niej. Podskarbi Dy-