Gdy potem wyruszyli z zamku a znaleźli się w ulicy, Semko pierwszy zapytał brata.
— Cóż królowa?
Janusz głowę, skłonił.
— Królowa! — rzekł cicho. I więcej dobyć już z niego nie mógł młodszy.
Była ogromna różnica w postępowaniu dwóch braci. Semko, więcej na los zdając a marząc, w królowej się rozmiłowując, sprawę swą niemal zaniedbywał.
Janusz był chłodny, sprawiwszy na zamku co nakazywał obyczaj, nie spieszył już tam, ale natomiast począł pilno ujmować sobie takich ludzi jak Jaśko z Tęczyna, Dobiesław, Spytek i inni Leliwitowie. Zapraszał ich do siebie, jeździł i odwiedzał, przyjaźnił się, jednym sokoły obiecywał drugim psy, innych na łowy do lasów swych zapraszał, nie zapominając o tem, aby mu owe dwa tysiące grzywien na żupach wielickich ubezpieczono.
Słuchając Semka prawiącego o nadzwyczajnej piękności królowej, o jej rozumie, o tym uroku jakim wszystkich ujmowała, Janusz się uśmiechał prawie szydersko.
Nie zaprzeczał niczemu, lecz sam wcale o królowej nie mówił, a gdy był zmuszonym wspomnieć, okazywał tylko przesadzone poszanowanie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.