taki potężny, iż mu się ztąd oddalić trudno było...
Zwlekał prawie dobrowolnie układy, aby mógł dłużej pozostać, i — może łudził się jakąś próżną nadzieją. Lecz, gdyby nie miał jej nawet, gotów był siedzieć, aby tylko bywać na zamku, słówko dobre pochwycić, i pokarmić się niem. Janusz widział to i rozumiał, miał może litość nad młodością, a nie widząc w tem nic nad słabość nieszkodliwą, milczał.
Skłoniwszy się po raz ostatni do kolan królowej, pożegnawszy miłościwych panów, co najspieszniej kazał do drogi się sposobić, i następnego dnia o brzasku już go w Krakowie nie było...
Młodszy brat miał tę pociechę, że nazajutrz przed nim wielki rozum Janusza wychwalali wszyscy, oświadczając się dla niego z poszanowaniem.
Straciwszy w Bartoszu pomocnika, Semko sam do układów niezdolny, więcej marzyciel i rycerz, niż zabiegły o dobro swe gospodarz, zasiadywał się w stolicy bezmyślnie, nawykając do tutejszego życia, zabawiając się na zamku, słuchając muzyki i pieśni, a mniej coraz tęskniąc do domu.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.