Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale ja mam męża — zawołała z oburzeniem — i ja jestem królową. Królowa rozkazuje, a nikogo słuchać nie ma obowiązku.
Hilda załamała ręce.
— Królową! ty, tak! nazywają cię oni i kłaniają się, ale trzymają w niewoli. Mówię ci, spisek uknuli dawno, zapłacił ich złotem ogromnem, przekupił, oddadzą cię gwałtem temu dzikiemu, strasznemu, do zwierzęcia podobnemu królowi pogan; jak niedźwiedź porosłemu włosem...
Jadwiga trzęsła się słuchając, lecz nie ze strachu, z oburzenia.
Kto ci poplótł te baśnie — przerwała... Ja nie chcę znać nikogo oprócz Wilhelma... Ty wiesz... Nam ślub dano, gdyśmy byli w kolebce...
— Oni i do Rzymu poślą pieniądze, aby ślub Papież rozwiązał — poczęła Hilda. — Osnuli oddawna wszystko... Ja wiem o tem najpewniej...
— Od kogo? — przerwała Jadwiga.
Hilda cichy już głos zniżyła jeszcze, przybrała fizyognomię przestraszoną.
— Na Boga, nie trzeba go zdradzać — rzekła. — Jeden tu tylko jest człowiek co ci sprzyja, który wie o wszystkiem i ostrzegł mnie.
Królowa powtórzyła — Kto? kto?
— Podkomorzy twój, Gniewosz — szepnęła stara.