Oczyma przelękłemi powiodła królowa po przytomnych, dowiadując się o poselstwie i nie rzekła nic. W tem marszałek Mikołaj z Brzezia, dodał.
— Posłów się od nikogo w świecie nie odmawia. Wolno ofiarę przyjąć lub nie, warunki ważyć, lecz pogardzić sąsiada dobrą wolą i wyciągniętą dłonią, nie godzi się.
Wszyscy potwierdzili to...
— Jakto? więc wysłał już posły? — odezwała się królowa zdumiona.
— Nie, ale nam o nich oznajmiono — rzekł Jaśko z Tęczyna...
Niepokój, który owładnął królowę, łzy dobywające się z pod powiek, poruszenie dowodzące ciężkiej męczarni, skróciły posłuchanie.
Jaśko z Tęczyna przybliżył się, schylając do kolan jej.
— Niech się miłość wasza uspokoi, niech obawę wszelką odegna. Życzemy szczęścia jej, nie zadamy gwałtu. Sama miłość wasza, przy pomocy Bożej ujrzysz i przekonasz się, iż w jej rękach zbawienie dusz tysiąców... Nie dasz im ginąć! nie odepchniesz próśb i błagania naszego.
Z kolei wszyscy szli żegnać zdrętwiałą z bólu i przerażenia królowę, niemą, zbladłą, osłabłą.
Biskupi zbliżyli się także z błogosławieństwem i słowami pociechy.. Radlica przystąpił ostatni.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.