Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc i ty? — Biskup natychmiast zamilkł... Szepnął ażeby szła spocząć i z troskliwością lekarza, poprowadził chwiejącą się ku jej komnatom. Tu na nie czekały panny jej, które odprawiła skinieniem...
Pobiegła szukając Hildy.
Oczy miała już suche, a wargi spieczone. Ujrzawszy ochmistrzynię, rzuciła się jej na szyję.
— Mówiłaś prawdę! Ten co mnie ostrzegał, był najpoczciwszym i najlitościwszym z ludzi... Tak jest! Spisek uknuto. Śmieli mi go dziś publicznie zwiastować.
To mówiąc, porwała się nagle i z niezmierną siłą woli, poczęła mówić do Hildy.
— Dziś, tak, dziś jeszcze chcę mówić z pod komorzym. Spisek na mnie potrafią zniweczyć... Jestem sama, alem królową! Nie zmuszą mnie nie złamią.
Widząc ją tak poruszoną, Hilda sama uspokajać czuła się z obowiązku. Przyrzekła sprowadzić podkomorzego.
Zaręczała za niego, iż gotów jest się dla królowej swej poświęcić, a od niego wiedziała, że znajdzie też innych, którzy sprawę Wilhelma przeciwko panom krakowskim popierać będą.
Nowem męztwem natchnęło to królowę, która oczy obmywszy, aby ślady łez zatrzeć, siadła zadumana.