Ze łzami w oczach zaklinać go poczęła, Gniewosz na klęczkach ponawiał uroczyste zaręczenia...
Tegoż dnia przez Hildę wysłała Jadwiga list tajemnie przygotowany przez jednego z pisarzy dla ochmistrzyni, w wyrazach ogólnych, który pochwycony nawet, zdradzićby jej nie mógł.
Dziwnem się to wydać może, lecz było rzeczywistem, iż pieniędzy na podróż dla Gniewosza królowa nie miała. Opatrywano wszystkie jej potrzeby, dawano nawet na rozkaz jałmużnę, podskarbi wypłacał co mu zlecono, lecz królowa sama skarbonki żadnej nie posiadała. Musiała więc ze swych posażnych klejnotów wziąć kosztowny naszyjnik, który Gniewosz potajemnie u żydów zastawić miał i pieniędzmi temi podróż opędzić.
Nigdy w życiu podkomorzy nie był szczęśliwszym, jak dnia tego, wychodząc z zamku i schodząc na miasto do przyjaznego sobie mieszczanina i kupca bogatego, który miał nieopodal od zamku kamienicę. Zwał on się Franczek Morsztein, a mimo niemieckiego nazwiska, był już na pół Polakiem, bo rodzina jego od wieku przeszło osiadłą była w Krakowie.
Gniewosz, wiecznie grosza żądny, choć na pana chciał wyglądać, u Franczka często znajdował ratunek, a miał w nim zaufanie wielkie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.