sami — zawołała Jadwiga, i dała znak pożegnania.
Wysunął się marszałek, Elża objęła królowę, przykląkłszy przed nią, i cichemi pocieszała słowy... Spytek za marszałkiem pospieszył.
Nazajutrz czyniono od rana przygotowania na zamku w wielkiej sali, w której tron stał pod baldachymem... Zawieszano ściany oponami, wyściełano podłogi, przyozdabiano królowej siedzenie... Ona sama, choć we łzach cała, opierając się i ręce łamiąc, musiała się poddać przystrojeniu królewskiemu, wdziać tę ciężką koronę i ten płaszcz, co jej uginał ramiona.
Zbliżała się chwila, gdy posłowie przybywać mieli, a na sali już część panów i dworu się znajdowała, gdy Jadwiga dotąd pomięszana i płacząca, odzyskała odwagę i majestat królowej. Mówiła sobie w duchu: niech czynią co chcą żadna siła mnie nie zmusi... Obcy łez nie będą widzieli. Oczy jej oschły, czoło się wypogodziło, bladość tylko na licu została... Cudownie piękna, bo i boleść przyczyniała się do nadania tragicznego blasku jej twarzyczce, wyszła w orszaku swych pań, dworzan, dziewic, postrojonych najwspanialej do wielkiej sali i zasiadła na tronie. Obok niej pierwsze siedzenie zajmował arcybiskup, biskupi, Dobiesław jako pan krakowski, wojewodowie, kasztelanowie, urzędnicy dworu...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.