Każdy z nich wysadzał się dnia tego na strój, który powagę podnosił, a o bogactwach Polski mógł dać wyobrażenie Litwinom.
Trąby i fletnie dały znać o przybywających. Jadwiga długo podnieść na nich oczów nie śmiała...
Szli i oni w szatach okazałych, Świdrygieł w złotogłowie i gronostajach, Borys w zbroi złoconej i szmelcowanej, z łańcuchami ciężkiemi na szyjach...
Za nimi dwunastu służby w jednéj barwie, niosło skrzynie i pudła, misy srebrne, naczynia złote...
Były to dary Jagiełły. Skarb polski za Kaźmirza był jednym z najmożniejszych na północy, lecz ci co go oglądali, zdziwić się mogli kosztownym darom litewskiego pana.
Naczyń tych i klejnotów robota wytworna, nie była podobną do tej, jaką złotnicy francuzcy i niemieccy wykonywali. Złoto okrywały szmelce kolorowe, jaskrawe, dziergane jak koronki na tle jasnem, kształty naczyń były dziwaczne, lecz kamienie ogromne, oprawy ciężkie nadawały im charakter jakiś osobliwy, a po swojemu piękny. Dary te, które u stóp tronu składano choć królowa okiem na nie rzucić nawet niechciała, zdumiały ilością swą i ceną.
Za to złoto, szafowane hojnie, kupić ją
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.