Biskup chciał przepisać leki, lecz królowa przyjęcia ich odmówiła.
Wszystko to grożącem być zaczynało. Dni parę upłynęło spokojniej i mogło się zdawać Jadwidze, że opór jej powstrzyma może panów, litość w nich obudzi...
Litowali się wszyscy, lecz nikt nie myślał, zrzec się myśli, która o przyszłej wielkości i potędze miała stanowić. Najbardziej oddani młodej królowej, jak Spytek z Mielsztyna, uznawali się zwyciężonemi ofiarą, jaką im przynoszono, a odrzucić jej nie było podobna.
Napróżno piękna Elża, narzeczona Spytka starała się go nawrócić — znajdowała go zamkniętym, milczącym lecz niewzruszonym... Składał winę na drugich.
Obrady u Dobiesława z Kurozwęk, u Jaśka z Tęczyna trwały już dni kilka. Królowa o skutku ich nie wiedziała. Dopiero gdy postanowienie powzięto, przyszli z niem panowie rady do młodej pani.
Nie ulegali jej, lecz starali się przynajmniej osłodzić to, co byli zmuszeni zwiastować. Najłagodniejzy Jaśko z Tęczyna i arcybiskup oświadczyli Jadwidze, że nic sami nie chcąc wyrzekać, poselstwo odprawiają do królowej matki.
Jadwiga usłyszawszy to, ochłonęła z obawy podniosła oczy. Zdało się jej to wybawieniem, nie wątpiła, że kochająca ją matka, sprzyjająca
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.