Nie wspomniała jednak o nim, póki nie wybadała. Bobrek kręcił się zawsze blizko, aby się łatwo dać znaleźć. Na pierwszy szept Hildy, z radością wielką, podjął się tajemnego poselstwa. Jego rzeczą było, jak powiadał, uczepić się jadących, wprosić do jakiegoś orszaku. Miał już na myśli Hawnula.
Zbiegł z tem co żywiej na miasto. Kłamstwo nigdy go nie kosztowało, a pokorę mistrzowsko odgrywać umiał. Lecz niełatwo było przystęp uzyskać do człowieka, który tu teraz był wszystkiem.
Skirgiełło i Borys byli Jagiełły posłami jawnemi, tajemnym i głównym Hawnul. On się umawiał z panami, on wszystko prowadził.
Kraj jego szaty całując i okazując nadzwyczajną radość z widzenia tego, którego dobroczyńcą swym nazywał, schwycił w sieni na przesmyku Hawnula Bobrek...
Starosta przypominał go sobie, lecz zimno go przyjął...
— Panie, mam was prosić o łaskę wielką! — zawołał.
— Mów a żywo, bo czasu do stracenia nie mam — odrzekł Hawnul.
Naówczas szybko, zręcznie splótł Bobrek bajkę, jako na dworze starej królowej miał brata, który tam chorzał, a on z obowiązku chrześciańskiego odwiedzić go pragnął.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.