Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko, własną wolą się ratować mogła — nie wyrzekła się walki i obrony. Postanowiła wytrwać i przemoc siłą zwyciężyć.
Z obojętnością słuchała tego, co się dokoła niej działo, o czem jej donoszono. Zjazd zwołany do Krakowa, nie obchodził ją wcale, ani wszelkie zabiegi tych, co jej Jagiełłę narzucić chcieli, Postanowiła pozornym spokojem, milczącem poddaniem się, czujność stróżów swych uśpić. Gniewosz poddał ten tryb postępowania.
— Niepomoże nic — szeptał, gdy go przypuszczono do królowej — z niemi na słowa szermować i chcieć ich przekonywać. To są ludzie uparci, co nad nikim litości nie mają.
Niech sądzą, że się po ich woli stanie. Tymczasem znajdziemy sposób, albo na zamek się dostać, lub z zamku miłościwą panią, z tej wydobyć niewoli.
Na pozór więc, po przyjęciu tej rady podkomorzego wszystko się uspokoiło, zaniemiało, zdrętwiało. Królowa chodziła smutna, milcząca, nie wybuchając z wymówkami, ni narzekaniem. Zdawała się, acz niechętnie, ulegać przemocy.
Przybywającym duchownym, arcybiskupowi, Dobrogostowi poznańskiemu, Radlicy, ciągle jej usiłującym dowieść, jak świetną Bóg jej przeznaczył apostolską sławę, nie odpowiadała nic, słuchała ich ze spuszczonemi oczyma, lecz nigdy słowo się jej nie wyrwało, któreby świadczyło,