rowe życie barwili dziecinną prawie swobodą ducha.
Gwardyanem naówczas był ojciec Franciszek, mnich niezmiernej łagodności i dobroci, prostoty wielkiej i ducha promiennego, który nawet męczeństwo umiałby był znieść, nie tracąc tego wesela dobrodusznego, które się na ustach jego zawsze złemu i dobremu uśmiechało.
Znano go z tego, iż pobożnie sobie wszystko ziemskie lekceważył i w żart obracał. Powiadano, że za klauzurą dla mnichów nie mniej surowym był, lecz w obejściu się ze światem nastawał na to, aby synowie Franciszka świętego nigdy nieokazywali, jakby stan ich im dolegał.
— Szczęśliwi powinniśmy być, i wesołą twarz okazywać zawsze, bo nam się dobra cząstka dostała w podziale...
O. Franciszek był wielce gościnny... Książe Wilhelm jego i zakonników polubił bardzo...
Wiedziano na zamku przez Bobrka o każdym kroku młodego pana, dowiedziała się też królowa, że nabożnym był w tym kościele, który od zamku stał niedaleko, tuż pod murami...
Na bliższe porozumiewanie się rakuszanina z królową, choć kasztelan miał oko, wiele rzeczy przed nim ukryć umiano, a przygotowania do zjazdu zwołanego i ciągłe narady nad warunkami, jakie postawić miano Jagielle, wszystkie umysły zaprzątały.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.