Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

Jaśko z Tęczyna wreszcie nie był za tem, ażeby królowę trzymać zbyt surowo i drażnić ją napróżno. Wolał przez szpary patrzeć na to, co dziecinną rozrywką nazywał.
— Gdy potrzeba będzie — mówił — wystąpiemy, choćby na klęczkach i uprosim ją; teraz... niech się rozerwie i wczasu zażywa...
Dobiesław głosował już zdawna, ale sam jeden za gwałtownem księcia wydaleniem. Spytek równie litościwy jak kasztelan, opierał się.
— Będzie czas na to — mówił — królowa sama, gdy ujrzy konieczność, podda się jej.
Zwołanie zjazdu do Krakowa, tyczyło się i Wielkopolski. Tu znowu Bartosz zabiegał i był czynnym.
Chociaż Semko siedząc w Krakowie, do niczego się mieszać nie chciał, odpychał narzucane nadzieje, Bartosz biegał i budził Nałęczów, pewien że książe, gdy sam się przekona, że ma się na kim opierać, da się wyrwać z tej bezczynności.
Semka mało kto teraz rozumiał, a i on sam siebie może niewiele. Czarem i urokiem była dla niego królowa; nie miał najmniejszej nadziei pozyskania jej, a oderwać mu się ztąd było trudno. Jadwiga też, wolała go nad innych, może dlatego, że on się jawnie do dziewosłębów nie mięszał.
Zapraszano go na zamek, a gdy Handslik