Wielkopolan siłę, która z przebiegłością Krakowian walczyć nie mogła...
Sam on na sobie, tym nieszczęsnym rozejmem, którym go podstępnie wzięto, doświadczył, że im nie podoła. Stał więc przed Bartoszem, Lepiechą i Lasotą niemy a smutny... Słuchał ich, lecz Bartosz postrzegł, że w nim nic nie zadrgało.
Lepiecha rękę podnosząc do góry, obiecywał mu, że się złamać nie dadzą... i za nim wołać będą, i Piastów krwi wierni zostaną.
Wtórował mu Lasota, popierał Bartosz, aż gdy wszyscy skończyli, i na księcia kolej przyszła, Semko im rzekł.
— Bóg płać za dobre serca wasze. Czyńcie co one wam doradzą, ja nie mogę nic poczynać, bom związany, a i siły nie czuję po temu, abym z Jagiełłą szedł o lepszą, który im stokroć więcej przynosi.
Lepiecha wołać zaczął — że tym prawem i Hana tatarskiego na tronby wynieść można dla jego skarbów i mocy, a krwi panów swych stać się wiarołemnemi; oni zaś wiernemi zostać chcą tym, co są kością ich kości, krwią ich krwi...
Dziękował książe, lecz chłodno, nie zapaliło mu się lice jak niegdyś, nie rozgrzało serce. Pomniał tę chwilę, gdy go na tron wznoszono, aby potem bezsilnym dać na łup przeciwnika.
Burzliwie rozpoczęły się narady, lecz koniec
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.