Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

piersiach składając Spytek — nie wyrzucajcie mi niewdzięczności, ani zdrady. W chwili gdy na skroń twą włożono koronę, wzięłaś na siebie obowiązek cierpienia dla niej. Niema litości ten obręcz zimny.
Przyklęknął przed nią Spytek, ręką odtrąciła go od siebie.
— Zostałam sama — rzekła — sama będę o swej sile szukać ratunku.
— Miłościwa pani, tu już niema żadnego... Naród cały pada przed tobą na kolana, błaga, kościół prosi...
Jadwiga potrząsnęła głową.
— Mam więc być wiarołomna? Nigdy!
Spytek mówił, narzekał, przekonywał, nie odpowiadała więcej.
Oprócz bardzo szczupłej garsteczki powierników, nikt nie umiał myśli i zamiarów królowej odgadnąć.
Ci co się pocieszali tem, że czas podziała i złamie ten opór, niepokoili się, pomimo to, bo od przybycia Jadwigi, nie widzieli w niej najmniejszej zmiany.
Jednemi wyrazy broniła się dawniej i teraz od nacisku, ta tylko była różnica w postępowaniu jej, że wprzódy otwarcie i namiętnie występowała, teraz wszystkich zbywała milczeniem.
Nawet przyjaciółka jej Elża Emrykówna, dla której nie miała tajemnic, straciła zaufanie.