Posługiwała się starą Hildą, nie odstępował jej Gniewosz, urągając się panom, którzy z nim całkiem zerwali. Wśród dworzan snuł się Bobrek.
Natychmiast po zjeździe, Dobiesław z Kurozwęk wniósł, aby księcia Wilhelma, bodaj gwałtownie oddalić z Krakowa. Jaśko i inni przeciwni temu byli, nie chcąc drażnić więcej Jadwigi.
Bystrzejsze i młodsze niż pana Dobiesława oko, byłoby dostrzegło może żywej wymiany posłańców pomiędzy zamkiem a dworem Gniewoszowym; podarków, które noszono i oddawano, mających rozmaite znaczenia.
Poeta Suchenwirth wkradał się na zamek i wieczorami deklamował w małym kółku, po śpiewie i muzyce Handslika, wiersze przez siebie ułożone na cześć Wilhelma...
Lutnista królowej wieczorami schodził do Gniewosza i wygrywał tęsknemu panu pieśni, które stanowi duszy jego odpowiadały.
Stara Hilda wykradała się nawet, przenosząc własne słowa swej pani do Wilhelma i czułe jego a krasomówne odpowiedzi. Oprócz tego Gniewosz bardzo zręcznie obie strony umiał tak usposabiać, podniecać, a obu się tak przypochlebiać, że się stał królowej niezbędnym. Książe obiecywał mu, gdy wszystko szczęśliwie do końca doprowadzonem zostanie — wyposażenie dobrami ogromnemi i najwyższemi dostojeństwy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.