Na dwadzieścia cztery godziny przed naznaczonym dniem, kucharz księcia Wilhelma z pomocnikami swemi już gospodarzył w kuchni zakonnej, która nigdy jeszcze tyle i takich przyborów do przyrządzania potraw nie widziała.
Brat Protazy, który się miał za jednego z największych mistrzów sztuki, stał z rękami w tył założonemi, milczący, badając tajemnice tych potraw wymyślnych, o jakich nigdy nie słyszał.
Siekano najrozmaitsze mięsa, pieczono najdziwaczniejsze ciastka, zwane naówczas tortami, lecz nadewszystko w podziw wprawiała niesłychana ilość przypraw i ingredyencyi, których wiedeński kucharz, do wszystkiego potrzebował. Pieprz indyjski, cynamon, gwoździki, muszkatodłowa gałka, kubeba, cukier, pomarańcze genueńskie, tartofoli sycylijskie, rajskie ziarnka, w takiej ilości i z taką rozrzutnością były użyte, iż