tychmiast drugi na skinienie, wesołą śpiewkę zanucił...
Furknęła jak ptaszek i zrobiło się wesoło...
Działo się wszystko wedle jakiegoś rozkazu danego wprzódy, czy tak rosło jakoś z siebie, ale nikt nie kierował, śpiewacy, fletniści spoglądali po sobie i poczynali. A gdy skończyli, ledwie trochę odpocząwszy Handslik ręką po strunach przebiegał — szło tak dalej...
Stary to lutnista, który kochał swą panią i tak pragnął dać jej chwilkę wesela po tylu dniach łez i boleści, rządził niewidomie wszystkiem...
Po ostatniej śpiewce mrugnął na swoich... grali posłuszni do tańca!! Pannom królowej liczka się zarumieniły, nóżki zadrgały. Jadwiga nie wierzyła uszom. Mogłaż ona pójść pląsać? z tą troską w duszy?
Sama nie wiedziała jak się to stało...
Był to ten pląs stary, który dziećmi tańczyli, a królowa Elżbieta pięknej parce przyklaskiwała... Podała rękę Wilhelmowi, poszli przez salę jak dawniej, ręka w rękę śmiejąc się sobie.
Wesoła Elża, którą pierwszy strach opuścił, widząc przy sobie Semka, spojrzała nań wyzywająco... Ruszyli się drugą parą, Gniewosz wziął Dochnę, inny dworzanin Goldę pannę królowej...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.