I białe rączki łamała...
Chciał Handslik, widząc ją tak smutną, począć zaraz pieśń, ale skinąła, by milczał.
Nierychło stary śpiewak mógł rozpocząć, a po nim zaraz książe swojemu kazał nucić piosnkę, którą umyślnie o dwojgu rozłączonych kochankach Suchenwirth napisał.
Jadwiga podrażniona cierpieniem, rozpłakała się słuchając jej.
Zagrano do tańca znowu, lecz królowa wolała pozostać z nim na rozmowie, a panny tylko i dwór pląsały. I tym nie szło tak jak pierwszym razem...
— Tych schadzek już dosyć, Wilhelmie mój — w końcu odezwała się królowa — zejdźmy się, ale żeby się już nie rozchodzić na wieki...
W głosie jej czuć było łkanie.
— Gotowe wszystko. Gniewosz ci oznajmi dzień i godzinę, czekaj na mnie pod zamkiem. Oddaję ci się! czyń co chcesz! uciekajmy! skryjmy się, zostańmy! Tyś mąż i mężczyzna, mnie już opuszczają siły...
Młodzik choć mąż i mężczyzna, z niepokojem posłyszał, iż nadal on sam miał podejmować wszystko...
Lecz cofać się nie mógł, a namiętność w nim zastępowała męztwo... Jadwiga, prędzej niż się spodziewał, kazała się do furty prowadzić... Wieczór był ciemny, wiatr dął silny, pochodnie rzucały iskrami i gasły, a Wilhelm stał i patrzał
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.