Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

giełły nie przyjmie, aby go na oczy widział i prawdę jej przywiózł o nim, bo go opowiadali jako dzikie zwierzę strasznym.
Ale Jagiełło poznał z czem przybył i ująć go sobie umiał, a panowie też nagrozili mu; przybył z tem, że poganin niczego.
Wilhelmowi przecie, co jak laleczka wyglądał, podobnym nie będzie...
Chodzi królowa po komnatach i ręce załamuje, a godziny liczy chcąc je przedłużyć, taka ją ogarnia trwoga.
— Nie darmo! — przerwał bezzębny. — My lepiej od wszystkich Jagiełłę znamy... natura dzika, ponury, mruk... w lesieby siedział tylko, niedźwiedź prawy.
— A to pani, jak gołąbka biała! — dodał Bobrek ręce składając — ani się ja dziwuję tym co się w niej rozmiłowują, ale dziwię, że nad nią litości nie mają.
— Biskupi ją za to obiecali uczynić świętą — rzekł Bieniasz.
Bobrek nie mówiąc nic, skrzywił się dziwacznie.
— Kiedyż niedźwiedź przybędzie? — zapytał siedzący.
— Prawią, że jutro — szepnął Bobrek...
Poruszył się krzyżacki posłaniec z ławy i zcicha z klechą naradzać zaczął. Bieniasz wstał i przeszedł się po izbie.