Jedni opowadali siła dobrego o nim, złoto rozrzucał garściami, ziemię rozdawał milami; drudzy grozili, że w gniewie końmi każe rozrywać i bić kołem...
Semko, przyszły szwagier króla, z resztą panów w Krakowie pozostałą, wyruszył na spotkanie Jagiełły do Sandomierza, z mniejszą niż inni trwogą, lecz niespokojny i upokorzony.
Panowie krakowscy wzięli go pomiędzy siebie chętnie, a uprzejmy Spytek, jako książęciu pierwsze miejsce mu dawał. Zastali litewskiego księcia na zamku jeszcze, w izbie, której jedyną ozdobą był ogień na kominie. Odziany prostem kożuchem baranim, siedział z dobrą myślą, w którą go wesołe rozmowy Krakowian wprawiły, za stołem, na którym jeszcze misy stały opróżnione i kubek z wodą przed nim, przysłuchując się, uśmiechając, zrzadka sam wtrącając słowo. Twarz jego zwykle dosyć posępna, rozjaśnioną była... Otaczający też panowie rady, czynili co mogli, aby go rozchmurzyć...
Przyszły król odzywał się do nich krótkiemi słowy, pospieszną, niewyraźną mową, po rusku... Oglądał się potem trwożliwie czy go zrozumiano, a rad był, gdy się o tem przekonał.
W rozmowie więcej uszami niż usty brał udział... Książęta bracia towarzyszący mu siedzieli na ławach, do koła stali panowie, dalej odpoczywali niektórzy w kącie zabrawszy miejsca.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.