każdy powiadał inaczej, bo on też przed każdym kłamał w inny sposób...
Z wiadomości podskarbiemu przyniesionych złożyło się coś tak poplątanego, a podejrzanego, że nie mieszkając szepnął, aby go po cichu ujęto, i na wieżę Dorotkę na zamek przyprowadzono...
Klecha wcale nie przeczuwał, co mu groziło.
Powracał wieczorem z miasta, gdy przed samą prawie kamienicą Bieniasza, i w oczach jego, bo gospodarz nań czekał i stał nieopodal, dwaj pachołkowie chwycili Bobrka, gębę mu zatkali i w mroku, niepostrzeżeni z nim zniknęli.
Gospodarz przerażony, nie usiłując nawet ratować go, pobiegł pędem na górę...
Tu siedział jeszcze ów wysłaniec Krzyżacki, który przybył, aby chrztu i koronacyi być tajemnym świadkiem.
— Bobrka pachołkowie zamkowi pochwycili! — krzyknął wpadając do izby — biada mnie!
Bezzębny, który niedbale się na ławie wyciągał, zerwał się jednym skokiem i stanął wśród izby.
— Gdzie? jak?
Powtórzył Bieniasz wiadomość głosem drżącym.
— Wiesz, że pachołkowie miejscy byli? — zapytał Krzyżak.
— Znam ich dobrze, imiona wiem... wątpliwości niema.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.