Obrany ze wszystkiego, postradawszy grody, mienie, zapasy, przetrwał wszystko nie skarżąc się, wierny Semkowi, który się w końcu odwrócił od natrętnego wichrzyciela i jemu wszystkie swe przypisywał klęski.
Bartosz przybywał, teraz — szczęścia mu winszować, którego nie miał, do starego gniazda ocalałego, gdy on swoje utracił.
Książe Janusz zmarszczył się ujrzawszy go — pomyślał chwilę i pozdrowił stojącego u drzwi.
— Znowuśmy tu razem — rzekł do niego — ale stanęło na mojem, nie na waszem. Przeciw doli, rozum nic i męztwo nic, co napisano spełnić się musi.
Westchnął stary.
— Tak, Bartoszu — dodał — czasy panowania naszego przeszły, więc nie opierając się woli Bożej, w kąt musimy dogorywać w ciszy. Kto inny nas zastąpi... kto inny...
Bartosz zbliżył się nieco.
— Miłość wasza, nie odbierzesz mi tej czci, żem ja wam krwi i potu nie żałował. Prawda — mówił — ciągnąłem was, woli Bożej nie znając, alem też i sam szedł a walczyłem do zdechu. I straciłem Odolanów i Koźmin i com miał, a nie wypominam wam tego, bom nie dla was, ale dla Piastów i dla Wielkopolski naszej bił się... A no z Piasty i Wielkopolska padła... Poznań królów nie będzie mieć, ani Gniezno korony...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/277
Ta strona została uwierzytelniona.