z którego się tylko co porwała na spotkanie Semka...
Książe szedł za nią niemy...
Przybywał z piersią szczęścia pełną, a śmierć spotykała go w progu...
W wielkiej izbie Janusz siedzący za stołem, słyszał pewnie okrzyk, a Henryk uśmiechnął się, gdy go głos ten doszedł, nikt jednak nie ruszył się z ław, i dopiero po chwili wezwany kanclerz wysunął się do księcia...
Oczekiwano przy wieczornym stole na przybyłego gospodarza długo napróżno, a gdy potem wyszedł jakby zmuszony do brata, blady, pomięszany, nieprzytomny i jedzenia tknąć nie chciał, a na pytania odpowiadać nie umiał, o przyczynę zmiany tej, nikt badać go nie śmiał.
Henryk wymknął się z jadalni.
Po jednemu wyśliznęli się goście wszyscy, wyszedł z braćmi Bartosz. Janusz i Semko zostali sami.
Starszy zdawał się zgadywać co się stało, nie pytał; młodszemu brakło odwagi, aby się poskarżył. Milczący, trwali tak u pustego stołu, przy dogorywających kagankach...
Słychać już było kury piejące zdala, gdy Semko rzekł głosem złamanym.
— Idź, spocznij, jam w nieszczęśliwą z mojem szczęściem przybył godzinę. Śmierć mam w domu!
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/282
Ta strona została uwierzytelniona.