Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 020.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   16   —

z proporczykami u włóczni. Było ich kilkuset, za niemi szedł drugi okrzykujący coś niezrozumiale; wprost się rzucili ku wrotom, na zamek. Tu wszystko stało otworem, nikt ani myślał się bronić; tylko po ciszy długiéj buchnęło wrzawą, hałasem, okrzykami radośnemi, wśród których brzmiało ciągle Kaźmierzowe imię.
Zamek już, bez walki, bez oporu zajmowali na księcia, Jaksa, stary Żyra, Cholewa i inni ziemianie.
W podwórcu na którem ślady kół od wozów Mieszka świeże jeszcze były, nowi ludzie słali się już obozem, a starszyzna po zamku pustym gospodarzyła. Pozostała czeladź otwierała drzwi, pokazywała drogi, służyła żwawo; na wszystkich twarzach widać było radość, usta się śmiały. Nikt koso nie patrzał, nikt się nie chmurzył, księcia co tu wczora panował, śladu ni pamięci już nie było w ludziach — nikt ani stęknął po nim.
Nowe sitko wieszano na kołku ochoczo i wesoło.
Miasto w jednéj godzinie jakby zmartwych powstało, w rynku obozował oddział inny, dworki ziemian się pootwierały, mieszczanie szeroko rozkładali wrota swe i w progach częstowali spragnionych.
Rozpoczynały się jakby gody weselne. Na pozostałych zausznikach Mieszka i Kietlicza nikt się nawet nie myślał mścić, nie srożył na nich